wtorek, 27 lipca 2010

Śmierć pięknej sarny i inne historie

najpierw pstrąg
a za pstrągiem karp
potem ja
po mnie morski koń
morski pies
a na końcu kot
nie ma cię -
moja śmierć na pięć

[G. Ciechowski, "Śmierć na pięć"]

Po tym, gdy trafił do nas lisek, którym ktoś zajmował się myśląc, że to szczeniak i po wszystkim innym, ciągle myśleliśmy, że nic nas już nie zdziwi. Dziś zdziwiło i to bardzo. Zawiadomiono nas, że na wrocławskich Kowalach dosłownie na oczach ludzi kona młoda sarna z odciętą nogą. Widok był makabryczny: sarenka skacząc sobie po terenie jakiejś firmy, nie przejmując się zupełnie tym, że to teren prywatny, że to teren nieuprzątnięty, że to rewir człowieka, a nie jakiejś tam sarny, zahaczyła o cieniutką jak brzytwa stalową płytę i odcięła sobie nogę. Na miejscu zastaliśmy przeraźliwie zawodzącą sarenkę ze znacznym fragmentem tylnej kończyny wiszącej jedynie na fragmencie skóry, ze znacznym krwotokiem. Kość była przecięta precyzyjnie jak skalpelem. W tle, gdzieś z krzaków, odzywał się także poruszony sytuacją koziołek. 

Panowie "z firmy" niezbyt chętni byli oglądać sarenkę (słaba płeć). Pomimo poważnego uszkodzenia ciała, sarenka nam nie ufała i uciekała, co dopełniło makabrycznego wymiaru tego zdarzenia. Udało nam się ją wreszcie odłowić i niezwłocznie przewieźć do lekarza weterynarii, który stwierdził konieczność bezzwłocznego uśmiercenia zwierzęcia ze względów humanitarnych, tj. ze względu na potworne cierpienie sarny i brak możliwości jej skutecznego leczenia. Sarna została uśmiercona w modelowy, najbardziej humanitarny sposób, tak jak najbardziej kochane zwierzę domowe, gdy nie można mu już pomóc. 






Takie trudne sytuacje zdarzają się często w naszej pracy. Dzikimi zwierzętami i jakością ich śmierci nikt się w zasadzie nie przejmuje. Kilka tygodni temu ktoś się wreszcie zlitował i zawiadomił nas o konającej wielkiej i pięknej sowie. Sowa była żywcem zjadana przez larwy: z jej dolnych kończyn zostały tylko kikuty. Żywcem gnijąca sowa została uśmiercona przez lekarza weterynarii.



Ze złych wiadomości: przegrywamy 1:0 z Prokuraturą Rejonową w Dzierżoniowie w sprawie wysyłania przez Burmistrza Pieszyc bezdomnych psów do umieralni dla zwierząt Krzysztofa Sawickiego w Dobrocinie, ale dzięki zaangażowaniu aż pięciu prawników (pro publico bono), liczymy na szybki zwrot akcji w sprawie.

Są też świetne wieści: zwierzęta pod naszą opieką mają się świetnie i raz po raz trafiają do adopcji lub naturalnego środowiska życia. Na przykład tylko dziś wypuściliśmy na wolność osiem jerzyków, którymi zajmowaliśmy się od samego początku.